wtorek, 26 listopada 2013

#3

23-26/11/2013
This Is My Oath To You...

Czy byłam dziś szczęśliwa?Czy mogę nazwać coś w moim życiu prawdziwym szczęściem?
Jedynym wytłumaczeniem tej sytuacji jest fakt,że to szczęście było spowodowane muzyką.
Kilka nowych melodii,setki nowych słów,tak idealnie wkomponowanych w rytm.Nowe przekazy do wyczytania i zachowania w sercu.To zabawne,że wystarczy wgłębić się w piosenkę,by jej treść na stałe zamieszkała w pamięci.
Czy jestem niewidzialna? Co musiałabym zrobić,by mnie zauważono? Już wiem.Zacznijmy jednak od początku.Dzień wcześniej miałam na sobie jasnoszare rurki,czerwoną kurtkę i rękawiczki pod kolor.Naprawdę tak trudno mnie zauważyć,że wpadło na mnie aż pięć osób?Jak zwykle mam słuchawki w uszach,ale znam już te ruchy warg mojego 'napastnika'.
-przepraszam,nie zauważyłam... przepraszam,nie widziałem cię...
Ale było coś nowego,co zidentyfikowałam ze zdaniem "patrz,jak chodzisz" i nie wiedziałam,czy mam wytrzeszczyć oczy,czy wybuchnąć tej osobie  w twarz głośnym śmiechem.Jednak nie zaszczyciłam odpowiedzią nikogo.Po co?Ja na całe zło świata mam jedno lekarstwo: muzyka.Zwiększyłam głośność swojej tracklisty i poszłam dalej.Znalazłam coś,by mnie zauważono.Coś banalnego i niby zwykłego,a jednak..podziałało.Wystarczyło,że w listopadzie szłam w zwykłej,cienkiej koszuli,trzymając puchatą kurtkę w ręku,kiedy inni chowali niemal całą twarz w grubych szalikach,a dłonie skrywali w kieszeniach zimowych kurtek i płaszczy.Było mi ciepło,gdy oni marzli.Tak ciepło,że w autobusie niemal nie straciłam przytomności.Zdobyłam uwagę.Mijałam ludzi,patrzących na mnie z szeroko otwartymi oczami i wymownymi spojrzeniami,mówiącymi coś w stylu "Wariatka,chce wylądować na pogotowiu".A ja?Ja patrzyłam im w oczy,uśmiechałam się z czymś,co mogli odebrać za poczucie wyższości,i tak po prostu oddawałam się melodii,dobiegającej do moich uszu.Minęłam parę staruszków,trzymających się za rękę.To sprawiło,że spoglądałam na nich odrobinę dłużej,niż powinnam.W ich spojrzeniu nie widziałam pogardy,jaką obdarzali mnie inni tego dnia.Nie.Uśmiechnęli się do mnie tak ciepło,że mimowolnie to odwzajemniłam.Humor poprawił mi się jeszcze bardziej,choć nie było to spowodowane satysfakcją,że zwróciłam na siebie uwagę zdziwionych przechodniów.Przekroczyłam mury ośrodka wysysania kreatywności z młodzieży i znowu przybrałam maskę.Ale byłam zła,bo musiałam rozstać się ze słuchawkami.Jak zwykle.
Wolność słowa w naszym kraju.Naprawdę? Niech mi ktoś pokaże,gdzie.Po raz kolejny się przekonałam,że,gdy mamy inne zdanie,niż reszta,należy siedzieć cicho i się nie wypowiadać,bo obelgi,oszczerstwa i oskarżenia doprowadzą nas do płaczu i spowodują brak snu.Przynajmniej w moim wypadku.Oczywiście,gdy te osoby już sobie uświadomią,a raczej my im uświadomimy,że doprowadzili nas do takiego stanu,natychmiast odwołują swoje słowa.Wygląda to tak pięknie...lecz oni robią to,by pozbyć się wyrzutów sumienia."co złego,to nie ja".Nie dajmy się nabrać,nie bądźmy naiwni,bo to nas kiedyś zgubi.
Dzisiaj uświadomiłam sobie,jak wielka jest głupota ludzka.Ktoś mnie rozdrażnił?Nie.Sama się przyłapałam na rzeczy tak idiotycznej,że moi znajomi parsknęli śmiechem,gdy im opowiedziałam.Co znużenie i bezsens życia potrafią zrobić z człowiekiem?Potrafią doprowadzić do tego,że mamy pretensje nawet do asfaltu.Nie wierzysz?Poszukując dziś "zebry" na drodze wypowiedziałam zdanie,które chyba rozbawi każdego.Powiedziałam to cicho,na tyle,by nikt nie słyszał...chyba.
-Każda szanująca się ulica powinna mieć pasy tam,gdzie są człowiekowi potrzebne.
Z chwilą tego wyznania stwierdziłam,że muszę być naprawdę zniszczonym do reszty człowiekiem,skoro winię asfalt za brak białych poziomych pasów,które zapewniały mi bezpieczne przejście.Potraktowałam ulicę jak żywą istotę,która na dodatek myśli i "się szanuje,bądź nie".To żałosne...życie mnie zrujnowało.
Stało mu się coś złego.No...nie do końca złego,przecież żyje i ma się dobrze.Ale upadł.Upadł za sprawą wścibskiego człowieka,który dostaje grubą kasę za zabieranie prywatności.Wstał.Z pomocą przyjaciela-wstał.Cieszę się.Jednak wiem,że ten upadek zostawił uszczerbek na jego zdrowiu.Nie są bezpieczni,a moje serce pęka na milion kawałków,bo jestem za daleko,by im pomóc.Jestem daleko i mnie nie znają.Nie mają pojęcia,że przeżywam to,co oni,być może ze zdwojoną siłą.Ale tak nie będzie zawsze...Pewnego dnia,gdy już odważę się na ten decydujący krok,zyskacie moją ochronę.Mimo,że się nie znamy,jest między nami więź.Poczujecie,kiedy owinę Was ramionami i ochronię przed wszelkimi niebezpieczeństwami.Poczujecie moment mojego odejścia,podróży i dotarcia do Was,by już nigdy nie spotkała Was krzywda.Nigdy tego nie przeczytacie,ale napiszę,jak to się stanie.Będę wtedy sama,nie wiem gdzie,ale będę.Błyszczące ostrze zetknie się z moją delikatną skórą,by wtargnąć w żyłę i uwolnić czerwoną ciecz.Tak pięknie czerwoną.Widziałam już ten kolor nie raz,nie dwa.I wiem,że jest to idealna czerwień.A może zrobię to w inny sposób? Usiądę,wprowadzę w swój organizm mieszaninę nieznanych składników,chemii i gorzkiej,gryzącej gardło,procentowej cieczy...i zasnę,by nigdy się nie obudzić? Jeszcze nie wiem,ale kiedyś to zrobię i Wy to poczujecie.Znajdziecie wtedy na swojej drodze małą koniczynkę,zagubione kociątko,widelczyk deserowy,kawałek stłuczonego lustra i pasiastego materiału.Te błahe rzeczy najbardziej mi się z Wami kojarzą,więc przyciągną Was z taką siłą,że ich nie ominiecie,o nie.Tam skumuluję swoją energię.W tych przedmiotach zamieszkam i nigdy nie pozwolę Was skrzywdzić.To moja przysięga dla Was.

2 komentarze:

  1. Wow. Pisz dalej!!
    Zapraszam http://allyouneversaytome.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  2. O Matko...piszesz to z taką pasją, takim uczuciem. Naprawdę to przeżywasz. Coś wspaniałego. Czytałam z zapartym tchem- czułam się główną bohaterką. Kontynuuj, bo opłaca się czekać na kolejne notki.
    Pozdrawiam i życzę weny :*
    your-smile-is-my-smile.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń